Początki bywają trudne, ale bez nich nie ma nic …
Od czego zacząć? Odpowiedź jest krótka, a zarazem skomplikowana. Należy zacząć od siebie. Wszystko sprowadza się do dwóch cech: tolerancja i asertywność.
Zanim zaczniesz układać w głowie peany na swoją cześć, zastanów się nad paroma kwestiami.
Zapewne zdarzyło się Wam, gościć w sowim domu znajomych, krewnych a może i prawie obce osoby. Pomyślcie jak reagowaliście na te osoby? Czy ich obecność w Waszym domu bardziej Was irytowała czy też nie stanowiło to dla Was problemu? Na rejsie, przez tydzień, będziecie musieli żyć pod jednym dachem z innymi, z którymi na co dzień niekoniecznie spędzacie dużo czasu. Z własnych doświadczeń wiem, że nieraz łatwiej dogadać się z całkiem obcą osobą niż z przyjaciółką lub rodziną. Każdy z nas jest inny. Ma swoje przyzwyczajenia, rytuały itd. Wybierając się na rejs, musimy przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza, że wiele z naszych przyzwyczajeń będziemy musieli lekko pozmieniać.
Jeśli na przykład lubimy długo pospać, posiedzieć rano w ciszy albo drażnią nas inni ludzie, gdy zachowują się inaczej niż oczekujemy, to nie będzie nam łatwo na pokładzie.
Każdy, kto wybiera się na rejs, ma jakieś swoje oczekiwania, pomysły, wyobrażenia. Płynąc po raz pierwszy często te wizje trzeba będzie zweryfikować. Z drugiej strony, mając świadomość, iż spędzimy tydzień nieraz z obcymi osobami, staramy się zweryfikować swoje wyobrażenia.
Z całą pewnością odradzałbym zabawę w żeglarstwo ludziom, którzy mają problem w relacjach z innymi. Zbyt duża apodyktyczność też może zepsuć całą zabawę. Jest jeszcze jedna cecha, która może przysporzyć wielu problemów. Jest to alkohol a dokładne to jak po nim się zachowujemy. Jak to mówią, alkohol jest dla ludzi, ale dla mądrych. Jeśli po alkoholu zachowujemy się agresywnie, stwarzamy problemy to lepiej dać sobie spokój z pływaniem.
Ważną sprawą jest także asertywność. Jeśli nie mamy problemu z wyrażaniem własnych oczekiwań i potrzeb a z drugiej strony umiemy powiedzieć „co nas boli”, to nasze życie na jachcie będzie dużo łatwiejsze.
Dobry skipper (osoba prowadząca jacht), na początku rejsu stara się dowiedzieć z jakimi oczekiwaniami przyjechały konkretne osoby i bierze na to poprawkę planując trasy, porty itp.
Zapewniam Was, że większość z nas jest w stanie bez większych problemów zintegrować się w mniejszym lub większym stopniu z resztą załogi i bardzo miło spędzać czas, jednak są też tacy, którzy powinny raczej znaleźć sobie inne sposoby spędzania wolnego czasu.
Warto tu wspomnieć o tym, że w większości przypadków kabiny na jachtach są dwuosobowe. Warto przemyśleć z kim się popłynie. Optymalnym rozwiązaniem jest zabranie ze sobą kogoś kogo się zna i wie się, że z tym człowiekiem nie mamy większych problemów, żyjąc na małej przestrzeni. Oczywiście jeśli jesteśmy bardzo otwarci i tolerancyjni, możemy liczyć na szczęśliwy traf 😊.
Innym rozwiązaniem jest znalezienie takiego rejsu i takiego jachtu, gdzie zmieści się nasza paczka lub rodzina. Jachty zwykle są 6,8 lub 10 osobowe (nie licząc skippera). Czasem dla świętego spokoju warto wykupić jedno pozostające miejsce aby mieć pewność, że popłyniemy w własnej grupie.
Dobrym pomysłem jest też zwrócenie uwagi na to jaki rejs kupujemy. Już sama nazwa: rodzinny, turystyczny, studenci itd. definiuje zwykle jakiej ekipy możemy się spodziewać. Dodatkowo, należy także zwrócić uwagę na termin. Zwykle przed i po sezonie pływają ludzie, którzy szukają ciszy, spokoju i miłego wypoczynku. W sezonie możemy oczekiwać bardziej „rozbrykanej” ekipy.
Wielu z Was boi się choroby morskiej. Owszem, jest to problematyczne, jednak nie taki diabeł straszny jak go malują. Jeśli mamy problemy z chorobą lokomocyjną w stopniu umiarkowanym to polecam na początek rejsy po wodach osłoniętych. Doskonałym akwenem jest Chorwacja a w szczególności jej środkowa cześć. Dzięki temu, że Adriatyk jest morzem osłoniętym a do tego kilka warstw wysp osłania wybrzeże Dalmacji, stan wody (folowanie) w tym rejonie jest niewielkie. Bardziej przypomina jezioro niż morze. Dodatkowo, każdy myślący skipper, zdaje sobie sprawę, że jego załoga jest na wakacjach i jeśli się trafi dzień, gdy morze się rozhuśta a wiatr wieje wyjątkowo mocno (zdarza się to kilka razy w sezonie i trwa kilka-kilkanaście godzin) to jacht zostaje w marinie. Warto zabrać ze sobą aviomarin lub inne podobne preparaty. Z doświadczenia wiem, że u osób z chorobą morską już po pierwszym dniu, błędnik przyzwyczaja się do warunków i w kolejnych dniach zwykle nie ma już problemu.
Przypadłościami, które mogą utrudnić życie Tobie i załodze są wszelkie choroby mogące powodować potrzebę szybkiej interwencji medycznej. Nie polecam zabawy w żeglarstwo ludziom z epilepsją i innymi tego typu schorzeniami.
Mimo tego, że na jachcie jest zawsze dość dobrze wyposażona apteczka, warto zabrać ze sobą zestaw standardowych leków. Jednak o tym nie będę pisał bo każdy z nas zna to doskonale z wyjazdów stacjonarnych.
Właściwie możesz nic nie wiedzieć o żeglarstwie. Ba, możesz nawet nie umieć pływać wpław. Jacht to duża jednostka i tak, jak wsiadając na prom, nikt nie pyta o kartę pływacką tak i tutaj nie jest to niezbędne. Co do umiejętności i wiedzy żeglarskiej jest podobnie. Jacht prowadzi skipper, który potrafi to robić samodzielnie a Ty możesz całkowicie oddać się lenistwu. Jednak jeśli ktoś jest chętny poznać tajniki żeglarstwa, bądź ma doświadczenie a może i uprawnienia, zwykle skipper bardzo chętnie pokaże co i jak, pozwoli spróbować itd.
Jednym słowem, możesz nic nie umieć i nic nie wiedzieć o żeglowaniu. Jednak jeśli Cię to wciągnie to mówię to z całą odpowiedzialnością: Ta choroba jest nieuleczalna 😊